czwartek, 14 listopada 2013

Lime Ears LE3SW

Producenci słuchawek personalizowanych (tzw. CIEM - Custom In Ear Monitor), wyrastają nam ostatnio w kraju jak grzyby, tfu, jak limonki po deszczu. Pierwszy chyba był Spiral Ears, później The Custom Art, a teraz Lime Ears. Oczywiście kolejność przedstawienia, nie dotyczy daty powstania, a raczej datę zawiadomienia mnie o swoim istnieniu. O ile Spiral Ears poszło bokiem jak kac po Sylwestrze, to już The Custom Art lekko pchnęło mnie w kierunku od dawna planowanych CIEM (no bo kiedyś jak jeszcze grałem to miałem, a później jakoś się nie złożyło...). Niestety względy finansowo - ideologiczne wstrzymały mnie od wykonania przelewu , a tym samym zamówienia od przemiłego Piotrusia-G słuchawek. Przyszedł jednak dzień, kiedy oderwany granatem od komputera wybrałem się do Warszawy, stolicy naszej, aby posłuchać i dać posłuchać sprzętu muzycznego. Oczywiście cały wyjazd traktowałem wyłącznie jako kolejną szansę na poznanie osobiste kilku zawiasów z forum (pozdrawiam Szwagiero i Bartusia, oraz całą ekipę pokoju 608), jednak nie zamykałem sobie drogi do ewentualnych spotkań z nowymi produktami. Dzień przed targami poznałem przemiłą koleżankę Karolinę, która przedstawiła się jako przedstawicielka Lime Ears. Fajnie, pomyślałem, kolejna firma, która pakuje przetworniki w silikon. Z błędu zostałem wyrwany szybciej niż medal po olimpiadzie z rąk Bena Johnsona. Okazało się, że Lime Ears, chyba jako jedyna w Polsce robi słuchawki w akrylu. No masz, jest i akryl a ja nic nie wiedziałem. Mając niecny plan układający się w głowie, oddaliłem się w kierunku zapadającego zmroku (znaczy do Żyrardowa). 



Następnego dnia przystąpiłem do realizacji mojego planu, a mianowicie, rozpocząłem research, tak aby zdać później relację i podzielić się z Wami informacją, która pewnie nie tylko dla mnie do tej pory była tajemnicą. Okazuje się, że Lime Ears wcale takie młode i nieznane nie jest. Firma, którą prowadzą Pani Karolina - z wykształcenia protetyk słuchu i Pan Emil - muzyk, gitarzysta basowy, działa już od jakiegoś czasu i ma w swoim portfolio kilku uznanych muzyków (odsyłam na stronę - https://www.facebook.com/limeears - powiem tylko, że doszukałem się m.in. Dawida Podsiadło). Do tego, o ile się orientuję, jako jedyni mają osobę z branży "słuchowo-medycznej". Mnie zaskoczyła informacja, że dla klientów z Warszawy i okolic istnieje możliwość wykonania wycisku ucha przy składaniu zamówienia. Dla mnie bomba. Pamiętam jak robiłem swoje pierwsze customy i właśnie z wyciskami był największy problem. Tutaj, nie ma prawa być problemów. Nie byłbym sobą, gdybym nie skorzystał z propozycji na wykonanie wycisków w warunkach bojowych (w czasie Audio Show). Jestem pod ogromnym wrażeniem fachowości p. Karoliny. Wszystko zajęło około 15 minut, w czasie których dowiedziałem się jeszcze, że powinienem odwiedzić laryngologa, bo coś niedobrego zaczyna się w moim uchu lęgnąć (siakieś robaki czy coś...)



No ale do rzeczy. Po rozmowie z p. Emilem i ustaleniu pewnych szczegółów technicznych, zostałem wyposażony w 2 pary słuchawek Lime Ears, przystosowanych do założenia tipsów uniwersalnych. A były to wersje LE2 i LE3SW, które właśnie dla Was opisuję :). Słuchawki dostarczane są do klienta w czarnym boxie, który przeżyłby zapewne tratowanie przez wściekłe króliki (kto był świadkiem ten wie, jak traumatyczne to przeżycie). Wewnątrz mamy słuchawki, czyścik i tabletkę osuszającą do słuchawek. Biorąc słuchawki do ręki, spodziewałem się raczej średnio dopracowanego produktu małej polskiej manufaktury - bąbelki powietrza w odlewie, niedokładne umieszczenie przetworników, plątanina kabelków i tego typu historie. Zdziwiła mnie najpierw jakość, rzekłbym fenomenalna. Wszystko dopracowane w najmniejszym szczególe. Słuchawki wykonane precyzyjnie, bez żadnych śladów łączenia, zgrzewów, odstających elementów. A przy tym artystycznie dopracowane, sprawiające wrażenie małych dzieł sztuki. 



Następne zdziwienie przyszło podczas aplikacji. Dostałem swoje własne tipsy z pianki, p. Karolina poinstruowała mnie jak należy aplikować słuchawki, na co zwracać uwagę i co trzeba zrobić, żeby ustrzec się błędów. Po samej aplikacji przyszło kolejne zdziwienie, kiedy podczas odtwarzania jednego z utworów testowych małe czarne "pypcie", które do tej pory brałem za element dekoracyjny, zostały przełączone i dźwięk się zmienił. Znaczy te "pypcie" to przełączniki zmieniające ustawienia zwrotnicy, a co za tym idzie zmieniające charakterystykę dźwięku. Super pomysł, dający możliwość podbicia średnich tonów na scenie, bez sięgania do mikroportu :)


Słuchawek na targach posłuchałem, a zrobiły na mnie tak piorunujące wrażenie, że aż zabrałem ze sobą do domu modele uniwersalne, żeby chociaż namiastkę tego brzmienia móc Wam opisać. Jako źródła zastosowałem AK120, iMod Video + iBasso T5, FCL + Sabre DAC. Muszę przyznać, że słuchawki spisały się znakomicie z każdym z tych "torów". Ale do rzeczy. Szukałem słuchawek z charakteru przypominających mi Etymotic ER4S, które pomimo tego, że są genialne, mają jednak pewne wady (nie udało mi się w nich skutecznie zasnąć, bo słuchawka opierała się o mózg), a sama aplikacja zajmuje jednak trochę czasu. Marzyły mi się więc od dawna słuchawki, zbliżone brzmieniowo, które jednak będą i wygodniejsze w aplikacji i podczas użytkowania. Tak więc, już po kilku pierwszych taktach wiedziałem, że coś się kroi...



Bas:
LE3SW w tym zakresie mają lekką schizofrenię, a to wszystko za sprawą przełącznika znajdującego się na słuchawce. Przed zmianą położenia przełącznika bas wydał mi się podobny do tego w Etach. Dosyć sprężysty, mocno utemperowany, dysponujący niezliczoną ilością faktur. Taki typowo analityczny, dający pełnię informacji. Po zmianie przełącznika bas robi się łudząco podobny do przetworników dynamicznych. Nabiera masy i zejścia, powoduje fizyczne doznanie ruchu powietrza, aż się włosy na karku jeżą. Za to udogodnienie brawo !

Średnica:
Tutaj przełącznik również ma wpływ na działanie, chociaż już nie tak drastyczny jak w przypadku tonów niskich. Sama średnica jest mocno wielowymiarowa, do złudzenia przypomina tę z Etymoticów, przekazuje wiele niuansów. Po przełączeniu lekko się wycofuje, nadając dźwiękowi lekki uśmiech (żeby nie powiedzieć Vkę). Nie traci jednak nic ze swojej jakości, za to nabiera jeszcze dodatkowego wypełnienia i masy.

Wysokie:
Od dawna mam do czynienia ze słuchawkami które mają 2/3 dobrego dźwięku. I o ile to bas i średnie zawsze są w porządku, o tyle wysokie kuleją mniej lub bardziej. W LE3 na szczęście wysokie trzymają wysoki poziom poprzedników. A nawet więcej. Ponieważ rozdzielczość słuchawek, czyli element na którym najbardziej mi zależy w przekazie muzycznym, trzyma poziom zbliżony do moich ulubieńców w tym względzie - HiFiman HE-5LE. Wszystkiego jest pod dostatkiem, tylko sięgać. Wszystkich Etmoticolubów zapewniam, że się nie zawiodą :)

Scena:
Kolejny element na którego punkcie mam fioła. Scena dla mnie musi być przede wszystkim szeroka, dobrze poukładana, z wyraźnymi źródłami dźwięku. W LE3B nie tylko mamy całkiem sporą szerokość sceny, to i głębokość a co za tym idzie wyrazistość planów zarysowana jest bardzo dobrze. 



Mamy więc słuchawki, zachowujące neutralność, ze wskazaniem na jasną stronę mocy. Nie ma wrażenia, ani zbyt wyeksponowanej góry, środka czy niskich tonów, jednak sposób prezentacji powoduje, że mamy wrażenie słuchania słuchawek jasnych. Nie pojawiają się żadne kluchy ani zlepki dźwięku, dzięki zastosowaniu 3ch przetworników nie ma wrażenia przytykania przetwornika. Nie wiem jak wy, ale ja zostałem przekonany i właśnie zamawiam sobie właśnie te słuchawki. Jeszcze nie wiem jaki Beksiński namaluje mi arta na słuchawki, wiem jednak, że będzie mroczny jak zajączek wielkanocny w oparach gazu sarin.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz