czwartek, 17 lipca 2014

14ty dzień (bez) postu.

Skromny kabelek za 1050pln

Znaczy, trzeba zaznaczyć swoją obecność. Niby mam co recenzować, bo dokonałem jakichś tam wiekopomnych zmian w swoim wzmacniaczu i warto by było zrobić mu reklamę i recenzję. Ale mi się nie chce. Sam sobie słabo płacę, więc i motywacja siada. Pomyślałem więc, że machnę coś o VooDoo w audio. I znowu mnie tknęło, że przecież nie dość, że na siebie wjadę (tak, wykonuję kable do systemów audio na zamówienie), to i pewnie któremuś z kolegów by się dostało. Ale przecież Voodoo to nie tylko kable analogowe. To również (a dla mnie przede wszystkim) kable cyfrowe. I to nie te, które są oczywiste. Bo przecież w kablu Coxialnym, czy USB sporo da się skopać i wiadomym, że kabel za 30pln z markietu to nie do końca to co trzeba. Ale już poprawnie wykonany kabel cyfrowy da się kupić w okolicach 100pln. I choć zagadnienia przepływu sygnałów cyfrowych nie są mi obce, za diabła nie potrafię zrozumieć co takiego jest np. w kablu za 1 000 Euro, czego nie ma w tym za 100. Oczywiście znalazłem gdzieś test porównawczy wielu modeli kabli USB, i po przeczytaniu go jestem już pewien, że ja nawet na grzybach halunach nie byłbym w stanie odróżnić kabli, zakładając, że są zrobione prawidłowo. Sam używam kabla od znanej firmy dy, posiadającego 2 filtry przeciwzakłóceniowe. I ile razy nie próbowałem kabla za przysłowiowy milion, tyle razy poległem w ślepych (a czasem i głuchych) testach.
Skoro kable grają, to to musi być przekozacki system

No dobra, ale Audiofilskie kable SATA? Albo specjalne kable LAN do przesyłu dźwięku. Toż to rzuciło mnie na kolana, zgniotło me jestestwo i spowodowało spazmy śmiechu. No i ta cena...W ogóle mam wrażenie, że najważniejszym wyznacznikiem Audiofilskości sprzętu jest jego cena. Dość słynna sprawa koleżki, który na allegro sprzedawał kabelki po pińćset, a tak naprawdę były to konfekcjonowane kabelki, za 14 pln, z wymienionymi wtyczkami :). A wszyscy klienci zadowoleni. Brawa dla koleżki, który znalazł przewód na tyle dobry, że poprawiał co nieco. Gorzej, że znalazł nabywców dopiero jak cena dogoniła jakość. Pogoń za coraz DROŻSZYM sprzętem, niekoniecznie coraz lepszym, to cecha naszych czasów. Mamy to w motoryzacji, mamy to IT, w modzie, no to czemu nie możemy mieć tego w Audio? No ale gdzie jest ta magiczna granica absurdu, po której przestajemy być trendy a zaczynamy być po prostu śmieszni? Czy Audeze LCD3 za 6kilo papierów to już śmieszność, czy może dopiero Orfeusze?A może w kategorii słuchawek nie ma problemu. 
Audiofilsky syfon zlewozmywakowy, czy konstrukcja para-akustyczna?

Może istnieje on w kategorii odtwarzaczy? Czy taki AK120 za 4,5kilo jest już przegięciem, czy dopiero AK240?No bo gdzieś ta magiczna linia odcięcia istnieje przecież. Sam pamiętam, jak się pukałem w czoło na myśl o zakupie Colorfly C4 za 2,5kilo. A później kupiłem AK120, a jeszcze później HM-901. Czy w związku z tym "jestę audiofilę"? Pamiętajmy, że cały czas mówimy o słuchawkowym odłamie kościoła wielkiej audiofilskości. Ja ciągle mam problem z klientami, którzy nie biorą ode mnie kabli, bo za tanie, bo jeden z drugim na pewno robi lepsze, bo 6x droższe. Cenię kolegów DIYerów za umiejętności w karaniu Jeleni. Bo to, że rzeczony Jeleń na karę zasługuje, to fakt. Ale jaki ma być jej wymiar i jak bardzo owemu Jeleniowi doładować, żeby nie przesadzić? No to jest pytanie godne Hamleta. Taki Entreq (To nie reklama, Boże broń), za przewód w bawełnianej sznurówce, z drewnianymi obudowami wtyczek liczy sobie jakieś abstrakcyjne pieniądze. No więc kolejny kolega wpadł na pomysł, że zarobi, pisząc, że jego kabel to taki tańszy Entreq. No i kilka osób się złapało. Kilku z tych kilku nawet narzekało. Ale negatywa na portalu aukcyjnym nie zobaczyłem :P Wielka jest moc nega odwetowego, zaiste...

Do następnego, pozdrawiam. A to poniżej, to prawdziwy High-End!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz