wtorek, 12 sierpnia 2014

Sennheiser HD800 - Spojrzenie innym uchem

Zabawnie się złożyło, że wraz z Miłoszem kupiliśmy hd800 w niewielkim odstępie czasu, przyciągnięci przez przeogromny wieczny hype na ponoć najlepsze dynamiki od Sennheisera.

Sam nieraz walczyłem ze sobą czy by ich nie zakupić, ale za każdym razem (a było takich razów dwa) przegrywały z moją  ówczesną referencją - Beyerami T1. Z biegiem czasu zaczynam żałować zbyt pochopnej opinii,  jaką sobie na temat sennheiserów wyrobiłem, co niestety było spowodowane zbyt krótkim odsłuchem oraz wyraźną ekscytacją drugiego niemieckiego flagowca, Beyerdynamic'a.




IN THE BOX

Osiemsetki przychodzą w ciekawym stylistycznie pudełku o słusznym rozmiarze, nie ma u Niemców miejsca na ordynarne pakunki, jak w przypadku produktów pewnej (H)amerykańskiej marki, składającej swoje zabawki na Brooklynie.
Pod zewnętrzną warstwą czeka na nas pudełko, bardzo podobne do tego, które dostajemy w starszych modelach, takich jak hd600 czy hd650. Różni się ono jednak rozmiarem, kolorem i materiałem użytym w środku.
Ja, jako osoba chorobliwie niecierpliwa, nie napawałem się jednak zbyt długo zewnętrzną otoczką pudełka, gdyż to, co mnie na prawdę intrygowało, czekało w środku, a czekało mnie coś takiego:
Pierwsze wrażenie - wow, nie jest to może nowe oppo lub stare rewizje audeze, ale sprawia to bardzo przyjemne wrażenie i nie wprowadza jakichkolwiek wątpliwości, że mamy do czynienia ze sprzętem najwyższej próby.

OUT OF BOX

No dobra, ale nie zwlekajmy zbyt długo, pora wyjąć zabawki i trochę je pomacać, a tu zaczyna się prawdziwa zabawa...


Słuchawki są lekkie, jak na swój niestandardowo duży rozmiar, a wrażenie jakie nam towarzyszy przy pierwszym kontakcie jest kapitalne. Nic nie trzeszczy, plastik użyty przy ich budowie jest najwyższej jakości, obicie headbandu i padów sprawia przemiłe wrażenie. Co ciekawe, pady są wyraźnie płytsze niż się to przyjęło na obecnym rynku, ale obawa przed kiepskim komfortem znika momentalnie, gdy tylko założymy słuchawki na głowę.

Kabel wykonany jest bardzo dobrze, zaryzykuję nawet stwierdzenie, że żaden kabel fabryczny, z którym miałem do czynienia nie wywarł na mnie aż tak dobrego wrażenia, jest miły w dotyku, konektor jest duży i nawiązuje stylistyką do samych słuchawek, chociaż konektory są wyjątkowo unikalne, i na próżno szukać innych słuchawek, korzystających z tego samego rozwiązania.

ON THE HEAD

Komfort. Olbrzymi komfort. Słuchawki siedzą na głowie wyjątkowo przyjemnie, nic nie ciśnie, nic nie gniecie, waga rozłożona jest wzorowo, dzięki czemu można w nich przesiedzieć nawet calutki dzień bez absolutnie żadnego dyskomfortu.
THE SOUND 

Przyszedł czas na najciekawszą część testu, czyli na odsłuch, do którego użyłem:

Musical Fidelity M1DAC / NAD M51
LittleDot MK VI+ / Musical Fidelity M1HPA
Hifiman HE-500, Beyerdynamic T1
Pierwsza rzecz która rzuciła mi się w oczy (uszy) była szybkość. Osiemsetki są piekielnie szybkie, szybsze nawet od T1, które są z tej cechy znane. Rozdzielczość jest wzorowa, a te dwie cechy powodują, że dostajemy pełną kontrolę nad materiałem muzycznym, dźwięk jest trzymany za mordę i nie ma mowy o jakichkolwiek luzach. 
Bas jest oddany bardzo naturalnie, ilościowo jest to ideał, ma nieskończoną ilość faktur i tekstur, sięga najniższych rejestrów z wyjątkową łatwością, a kontrola jest wybitna. Słuchawki nie koloryzują tego zakresu nawet w najmniejszym stopniu, starając się oddać go z wyjątkową naturalnością i realnością. Brakuje mu trochę wypełnienia i masywności najlepszych konstrukcji planarnych, lecz tutaj celem była bardziej kontrola, aniżeli soczystość i efektowność.

Średnica gra pierwsze skrzypce, rewelacyjnie łącząc wybitną rozdzielczość z wypełnieniem. HD800 nigdy się nie gubią, ile by się w utworze nie działo, a przy tym środek jest dobrze wypełniony i nasycony, podając męskie wokale z należytą wagą i dobitnością. Środek pasma jest lekko zaokrąglony, absolutnie nie gubiąc przy tym rozdzielczości, co pozwala uzyskać bardzo przyjemny i muzykalny przekaz, o pięknie uchwyconej tonacji, naturalnej barwie i wyjątkową gładkością. Dzięki temu osiemsetki są bardzo dojrzałe, bogate brzmieniowo, co docenia się dopiero po dłuższym obcowaniu ze słuchawkami, ale jak już docenimy, to dostajemy w zamian kompletny dźwięk z najwyższej półki.
Środek łagodnie przechodzi w górę, która sama z siebie jest raczej jasna, obłędnie szybka i rozdzielcza. Talerze nigdy się nie zlewają, kobiece wokale nigdy nie tracą kontroli, a pójście na prawdę bardzo wysoko, nie jest dla sennheiserów żadnym problemem. Trzeba tylko uważać z głośnością, bo przy wyższych poziomach, podając im słabą realizację, możemy sobie zrobić kuku, jako iż hd800 są bardzo niewybaczające. Helloween to kara, jak zespół lubię, tak po prostu nie dało się tego słuchać, a jak przekręciłem wzmaka o parę kresek dalej, to robiło się naprawdę  przykro. Warto przy ich zakupie pomyśleć od razu o alternatywnej parze słuchawek, które posłużą nam przy gorzej zrealizowanej muzyce, bo tutaj hd800 niestety zawiodą. 
No dobra, ale co się stanie jeżeli podamy im dobrą realizację? Stanie się dużo, ale tutaj już można o tym mówić w samych superlatywach. Flagowiec Sennheisera, jak żadne inne dynamiki, potrafią uchwycić barwę instrumentów, przekazać wszystko z wyjątkową precyzją i kontrolą, oraz podać nam ten niesamowity wokal, co do którego muszę poświęcić chwilkę..

Bardzo ciekawą umiejętnością hd800 jest wyjątkowa łatwość w wypychaniu wokalu do przodu. Nie ma tutaj uczucia, że wokal wgryza się pod czaszkę, albo że znajduje się gdzieś nad nami. Zawsze jest on zlokalizowany na przeciwko, a jako iż źródła pozorne są pokaźnych rozmiarów, słuchawki te grają trochę jak zestaw stereo. Cały przekaz jest podawany z przodu, z pewnej odległości od słuchacza, a pojedyncze elementy składowe, dzięki rozmiarowi, sprawiają bardzo naturalne wrażenie. Holografia jest bardzo dobra, jest co prawda trochę słabsza niż w T1, ale nie znalazłem jeszcze nauszników, które do Beyerów by pod tym względem dorastały.
Warto jeszcze zwrócić uwagę na rozmiary sceny. Jest ona olbrzymia, szerokość jest ponadprzeciętna, a głębokość jest praktycznie nieograniczona. Powoduje to bardzo zwiewny przekaz z olbrzymią ilością powietrza i o świetnej separacji, chociaż dzięki bardzo dużym źródłom pozornym jest w tym graniu też sporo masywności i potęgi. 
Jeżeli chodzi o detaliczność, to hd800 są w ścisłej światowej czołówce. Usłyszymy na nich wszystko, wyciągają drobne smaczki z dużą łatwością, ale robią to z przyjemną manierą i szlachetnością, dzięki czemu odsłuch nie robi się na długich dystansach męczący.
Sennheiser HD800 to najlepsze dynamiki jakich miałem przyjemność posłuchać, dźwiękowo to światowa ekstraklasa, a bajeczne wykończenie i fantastyczny design podsuwają słuchawki bardzo blisko w stronę ideału.
Skierowane są one jednak zdecydowanie ku świadomym odbiorcom, ich klasę i charakter trzeba docenić z czasem, dać im parę szans, nie zrażać się pierwszym odsłuchem.  Jeżeli przez to wszystko przebrniemy - dostaniemy produkt praktycznie kompletny, przy którym nie będziemy się zastanawiać, na co wydaliśmy tyle zielonych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz