czwartek, 9 października 2014

HiFiMAN HE-560


Słuchawki HiFiMAN HE-560 jeszcze przed premierą wzbudzały niesamowite emocje. Wreszcie ładne, wreszcie wygodne i lekkie, a do tego z driverem zasilanym tylko jednym magnesem zapowiadały konstrukcję nader ciekawą. Chwilę po premierze, można je było kupić w mp3store w bardzo ciekawej ofercie razem z odtwarzaczem FIIO X5. Nieliczni, którym dane było posłuchać, pisali o bardzo równych i naturalnych słuchawkach. Wreszcie udało mi się położyć na nich łapy i zweryfikować zdanie owych nielicznych.




Słuchawki już w pudełku robią piorunujące wrażenie. Pudełko jest drewniane (i jak się okazuje tylko ono), z logo HiFiMAN nadrukowanym na całkiem sporych rozmiarów kawałku aluminium. Wewnątrz słuchawki i kabelek, każde na swoim miejscu, w wyprofilowanej piance. Wszystko to daje nam do zrozumienia, że mamy do czynienia z produktem nietuzinkowym, luksusowym wręcz. Słuchawki zaskakują lekkością, i sprężystością pałąka. Kilka razy zdarzyło mi się, że tak się poskładały, że nie miałem pojęcia co w którą stronę wywinąć, żeby wróciły na miejsce. Dziwi mnie tylko drewnopodobna naklejka. HiFiMAN zachowuje pozory, zamiast zostawić rzeczy takimi jakimi są. Ta naklejka to dla mnie taki sam policzek, jak farba udająca aluminium na Denonach D-7100. W przypadku słuchawek za ponad 3tyś. zł takie coś jest jak dres kresz i złoty łańcuch na szyi. Na szczęście mając je na głowie, nie musimy na to patrzeć. Pewnie jakby były moje, to naklejka wyleciała by od razu. 



Wygląd ratuje wygoda. Pomimo całkiem sporego clamping force, słuchawki, za sprawą rewelacyjnych padów hybrydowych są bardzo wygodne i nawet kilka godzin w nich nie sprawia problemów. O ile ktoś zwykł słuchać tyle czasu. Na szczęście pady montowane są w sposób typowy dla HiFiMAN co daje szansę wypróbować ich właścicielom innych słuchawek z tej stajni. Polecam, bo to naprawdę przełom. Gdyby nie pady od HM5, które recenzowałem wcześniej, płakałbym ze szczęścia (bo pady to najsłabszy element moich ulubionych HE-5LE). Kabel przypomina ten z ostatnich wypustów HE-5LE właśnie, jest to jednak miedź posrebrzana, tyle, że w oplocie. Sam przewód jest bardzo krótki i sztywny. A jak się później okaże, jest też kiepsko z tymi słuchawkami spasowany. 



He-560 słuchałem na 3ch typach torów: w pełni Lampowym (SWS TubeDAC, Cayin HA-1A), Tranzystorowo-Lampowym zbalansowanym (SWS TubeDAC + Zbalansowany FCL II), Przenośnym (FIIO X5 + FIIO E12 DIY). Słuchawki porównywałem do Audeze LCD3, HiFiMAN HE-500, HiFIMAN HE-5LE

Bas:
Lekko matowy, trochę bez wyrazu. Objętościowo całkiem sporo, schodzi dość nisko, ale przy wyższych poziomach głośności potrafi przesterować. W torze zbalansowanym przesterów nie było, poprawiła się sprężystość i atak. HE-5LE w tym zakresie królują niepodzielnie. Jeśli ktoś lubi wypełnienie i świetnej jakości bas, to powinien raczej skierować wzrok na 5LE lub LCD3 (chociaż te drugie horrendalnie drogie)

Średnica:
Wyraźnie wypchnięta przed szereg. Bardzo bogata brzmieniowo, lekko zagęszczona. W tym zakresie przypominają HE-500, które mają łagodniejsze przejście między basem a średnicą. Przy HE-560 LCD3 i He-5LE brzmią jakby miały wycofane średnie tony, lekko rozrzedzone z większą przejrzystością. Tor zbalansowany lekko rozrzedza dźwięk względem toru lampowego.

Wysokie:
Pierwsza wtopa producenta. HE-500 miały wysokie lekko wycofane, ale niezłej jakości, lekko kleiste. W HE-560 kleistość wysokich połączyła się ze sporą ziarnistością, dla mnie nieprzyjemnym zapiaszczeniem. Na szczęście nie wysuwają się wysokie na pierwszy plan, więc nie ma mowy o nieprzyjemności. Ot po prostu da się lepiej i w HE-5LE HiFiMAN to udowodnił. Na torze lampowym HE-560 mają tendencję do sybilizacji, za to na zbalansowanym jest już bardzo dobrze. Nie ma efektu braku kontroli na nad membraną.

Tonalność:
Brzmienie lekko matowe, z brakami w kontraście. Słuchawki grają z mniejszym rozmachem niż starsi bracia. Sprawę poprawia dostarczenie dużej ilości prądu z tranzystora. Poprawia się kontrast i dynamika. Na torze zbalansowanym jest już całkiem nieźle, w stosunku do poziomu wyjściowego (tor lampowy).



Scena:
Na lampie słuchawki grają punktowo, bardzo blisko. wyraźnie wyczuwalny punkt generacji dźwięku. Wirtualna bańka z dźwiękiem bardzo mała. W tej kategorii LCD3 wyrastają na mistrza przestrzeni przy HE-560, nie wspominając już o HE-5LE, w których nawet na torze lampowym scena jest fantastyczna. Na szczęście słuchawki dosyć mocno zmieniają swój charakter przy zastosowaniu mocnego tranzystora. Scena się wyraźnie rozszerza, nabiera rumieńców i separacji. Zbliża się bardzo do tego co prezentują HE-500. Zdecydowanie dla lubiących bliskie i intymne granie

Rozdzielczość:
Na lampie zjawisko rozdzielczości nie występuje. W torze tranzystorowym jest bardzo podobnie do HE-500. Ale znowu okazuje się, że HE-5LE to był dobry złego początek. Rozdzielczość tych słuchawek w torze zbalansowanym dogania niskie modele Staxa. A im później tym gorzej. Za to Audeze najwyższej próby dźwięk wydaje z siebie podłączone do Cayina. 

Podsumowując, HFM zrobił słuchawki bardzo efektowne w wyglądzie, mające w teorii być zasilane nawet z telefonu. A powstały słuchawki wymagające, z driverem z mojego punktu widzenia dziwnym konstrukcyjnie(jeden magnes). Najlepsze konstrukcje magnetostatyczne powstały dawno temu i dzisiaj, kiedy nie byłoby problemu aby wrócić do tych technologii, producenci kombinują coraz dziwniejsze rozwiązania, kręcąc się w koło tematu jak pies ganiający własny ogon. Z nowych przetworników najbardziej pasuje mi driver z HE-5LE, w którym HFM dodatkowo zastosował dumpery mechaniczne, trochę je cywilizując.
HE-560 to dla mnie słuchawki pełne niespełnionych kompromisów, z jednej strony na pewno ciekawe, z drugiej jednak mające sporą konkurencję w ramach własnej marki. Jedno jest pewne - lampa z tymi słuchawkami się nie lubi. Z połączenia tak dużej dawki słodyczy robi się niestety mdła potrawa. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz