piątek, 20 listopada 2015

TEAC HA-P90SD

Od pewnego czasu zauważam mocno niepokojący trend. Sprzęt przenośny który ma grać dobrze musi być niewygodny w użytkowaniu. Pochód w kierunku ciemnej strony mocy rozpoczął iPod Shuffle - ale ten przynajmniej miał jakieś uzasadnienie. Był mały i po prostu nie było miejsca na dodatkowe wyświetlacze. Później nastał czas HiFiMan. Od 801 przez 901 do 802 (innych nie używałem, przepraszam) wygoda użytkowania przypominała jeżdżenie Ferrari z pedałami i kierownicą z żywego ognia. Jeśli próbowało się cokolwiek zrobić, człowiek od razu zaczynał żałować. W sumie świetny sposób na to, żeby pakować po katalogach jak najwięcej utworów i słuchać od deski do deski. Wcześniej, chociaż u mnie później, był ColorFly C4 i C10. Urządzenia tak uproszczone w obsłudze, że aż strach. Niewiele brakowało, a przychodziły by w formie zestawu DIY, żeby Audiofil miał bardziej pod górkę. No a po drodze - iBasso DX - sprzęt, który pomimo świetnego brzmienia nie wytrzymał u mnie ze względu na obsługę, seria AK od irivera, w której niby wszystko jest w porządku, ale zgrzyty przy przewijaniu długich list przez te dotykowe ekrany, reagujące jak martwa kobieta na kwiaty, czy w końcu bohater dzisiejszej opowieści - TEAC HA-P90SD. Sprzęt który jakby mógł, to by wybuchał w twarz zaraz po pytaniu: "Czy jesteś naprawdę pewien, że chcesz mnie używać".

Tak, walory użytkowe to najczęstsza przyczyna odwracania się użytkowników od tego odtwarzacza. A TEAC jakby kompletnie tego nie widział.Ale do tego wrócimy później. Zacznijmy od początku. Tak żeby zachować jakiś porządek recenzji. Urządzenie dostarczane jest w niedużym pudełku, a wewnątrz mamy kabelek do ładowania, kabelek do synchronizacji, instrukcje we wszystkich poza polskim, językach i informację, że z dedykowaną ładowarką będzie się ładował szybciej. Samo urządzenie jak na DAP jest ogromne. Ale też robi piorunujące wrażenie. Widać, że TEAC to firma segmentu profesjonalnego. Urządzenie zewnętrznie nie ma wad. Serio. Jest ogromne, to fakt, ale ma np. rogi, które osłaniają przed przypadkowym uszkodzeniem potencjometr czy gniazdo Jack. Gniazdo kart MicroSD jest pod klapką, która zupełnie inaczej niż w AK120, nie zamyka się sama przy próbie załadowania karty. Najlepszy bajer to gumowe paski na obudowie chroniące urządzenie przed porysowaniem spowodowanym przesuwaniem po biurku czy innych płaski powierzchniach. Muszę się przyznać, że po C4 i C10, które dzięki drewnianej obudowie są po prostu genialne, P90 jest najładniejszym DAPem jaki miałem okazję używać.
Urządzenie jest niesamowicie funkcjonalne. Bo tak naprawdę TEAC HA-P90SD to taki szwajcarski scyzoryk mobilnego audio. Idąc po kolei, to P90 potrafi samodzielnie odtwarzać muzykę zapisaną na karcie MicroSD, we wszystkich chyba formatach. Do tego natywnie obsługuje DSD, co w większości wypadków już wystarczyło by do podjęcia decyzji o zakupie. Ale w TEAC mamy jeszcze DAC USB, DAC COAXIAL, konwerter USB, dysk USB, wzmacniacz portable (i nie tylko) i zewnętrzny DAC dla Androida i iPhone. Mnogość funkcji na prawdę robi wrażenie, a ja mam przeczucie, że funkcjonalność DAP została tam dodana w ostatniej chwili i tylko dlatego, że wszystko już było i wystarczyło to oprogramować. Zapytacie ile to kosztuje, no bo przecież urządzenie o takiej funkcjonalności i wyglądzie spokojnie mogłoby te 10kpln kosztować. Tak, tyle, że nie u TEAC. P90 kosztuje w Polsce 2500. I jeśli ktokolwiek uważa, że to dużo, pragnę przypomnieć, że emultor DAP w postaci AK380 kosztuje 16 tyś. 
No dobra, a co z tymi walorami użytkowymi, a raczej z wygodą używania TEAC. Początkowo P90 zwinął mnie w kulkę i rzucił o ścianę. I wcale nie miałem ochoty do niego wracać. Urządzenie jest strasznie kapryśne jeśli chodzi o obsługiwane karty MicroSD i ileś my się namordowali z kol. Michałem (pozdrawiam), żeby znaleźć zestaw kart działających to nasze. Kolejna sprawa to jog-dial znany choćby ze starych telefonów Sony (ja to to miałem w J5). Z boku urządzenia przełącznik góra-dół, który ma "entera" po wciśnięciu. Każda próba precyzyjnego wyboru utworu, kończyła się przesunięciem na sąsiada w momencie wyboru. Na szczęście idzie się przyzwyczaić i naumieć precyzji tegoż przycisku. Za cholerę tylko nie rozumiem po co on jest potrzebny przy wielopozycyjnym przycisku pod ekranem. Przecież wszystkie funkcje dałoby się właśnie nim obsłużyć. Następna ciekawostka to włącznik w potencjometrze. Niby włącza i wyłącza urządzenie. Ale czasem nie. Z jakichś dziwnych powodów TEAC nie chce się włączyć/wyłączyć i wtedy należy mieć na podorędziu "fine-pin" tylko, żeby zasadzić mu ją w dupę, co by się ogarną. jakiś hard reset czy coś takiego. Ale dobrze, że jest. Widać już na etapie "fabryki" Panowie mieli problem z wieszaniem się urządzenia. A soft przecież jest maksymalnie prosty. Opcji jest jeszcze mniej niż w spartańskim Colorfly. A mimo to zwisy to dość częste zjawisko. Kolejny do golenia jest już sam soft. Toż to pisał jakiś szalony koder z Dolnego Dżibuti. Jest niby wszystko co potrzeba, ale brak esencjonalnych funkcji każdego DAP. Nie ma obsługi folderów, tylko mamy obsługę tagów. Jak więc żyć z plikami WAV ? Ja nie zaryzykowałem testu. Po wybraniu utworu, nie ma opcji żeby powrócić do listy. Trzeba rozpocząć nawigację od nowa. Bo tak i ..UJ! A guzików w urządzeniu od zarąbania, tyle, że żaden nie robi "back"! Noż by Was cholera...Jest obsługa DSD, ale nie ma obsługi plików ISO. Wszystkie ruskie formaty są, ale już najważniejszego nie ma. No i życia wiecznego komuś kto zdecyduje się na rescan biblioteki na karcie 128GB. Ja wtedy zazwyczaj włączam jakiś film. Ale są też pozytywy. Ja mam to szczęście, że w plikach muzycznych mam porządek i całość kolekcji jest ładnie otagowana. Więc największe wady sprzętu udało mi się przejść prawie bezboleśnie(poza DSD, bo to mam tylko w ISO). Ważne jest, że urządzenie pamięta ostatni odtwarzany utwór nawet po wyłączeniu. Pamięta też pozycję na której słuchanie się skończyło. Po zainstalowaniu sterowników ASIO działa w systemie jako dysk i DAC równocześnie. Więc słuchanie muzyki przy kompie jest hiper wygodne, bo wybieramy z TEAC muzykę do odtwarzania na nim. oprogramowanie do odtwarzania muzyki dostarczane przez Japończyków to kolejny dobry punkt programu. Działa świetnie, odtwarza DSD i działa w trybie ASIO. Szkoda tylko, że działa wyłącznie z urządzeniami TEAC. Włączony P90 podłączony do USB wprawdzie się nie ładuje, ale też z baterii nie korzysta. Dopiero podpięcie dedykowanego kabelka do ładowania uruchamia procedurę ładowania. To lub wyłączenie urządzenia. Z ubsługą Android DAC nie miałem najmniejszych problemów, dzięki Michałowi, który w zestawie dał mi właściwy kabelek. Urządzenie gra super, a dzięki paskom gumy na obudowie nic nie zagraża mojemu S6 Edge. Wykrywa się jako urządzenie domyślne i po prostu gra. To samo w Windows, po zainstalowaniu sterowników, po prostu działa. Także, szwajcarski scyzoryk okazał się być prawdziwym wytrychem świata audio. 
Do testów brzmienia wykorzystałem:
- Samsung S6 Edge + Tadial Premium
- Komputer + FLAC i DSD, oraz aplikacje Foobar i TEAC HR Audio Player
- Słuchawki dokanałowe Etymotic ER-PT i ER-S,Vsonic GR07
- CIEM: CustomART Harmony8, 1964Ears V8
- Otwarte nauszne: Sennheiser HD650, Beyerdynamic T1.2
- Zamknięte nauszne: Audiotechnica ATH-A700X

P90 vs Doki:
Urządzenie świetnie nadaje się do wszelkiej maści słuchawek dokanałowych, chociaż nie z każdymi złapie pełną synergię. Z Etymoticami P90 gra świetnie, bardzo angażująco, ale i analitycznie. Nie ma żadnych chudości pojawiających się w różnych innych połączeniach. Bas schodzi bardzo nisko, jest sprężysty i pełny. Średnica jest właściwie dociążona i bardzo bogata. Wysokie super hiper rozdzielcze, beż żadnych negatywnych objawów nawet w zakresie sybilantów. Słuchawki grają bardzo szeroko, ale w jednej linii, głębi praktycznie nie ma. Ale to wcale nie przeszkadza (nie przeszkadza mnie), bo wszystkie inne aspekty dźwięku potrafią porwać i zaczarować. Zmiana na GR07 otwiera przestrzeń. Ale też zwęża scenę. GR07 pokazują jak ściśnięty jest przekaz Etymoticów. Dochodzi trochę ocieplenia i masy na basie. Nadal nie jest go za dużo, rzekłbym "idealniej" niż w Etymoticach, chociaż dyskomfortu przy zmianie w żadną stronę nie odczuwam. W Etymoticach góra stoi w jednej linii  z resztą pasm, w GR07 robi za wisienkę na torcie.

P90 vs CIEM:
Takich ilości subbasu powstydziło by się wiele stacjonarnych klocków. W H8 jest spokojniej, w 1964 jest bardzo energetycznie i potężnie. Obydwie pary słuchawek stoją raczej po ciemnej stronie. I o ile w 1964 następuje lekkie rozjaśnienie przekazu o tyle H8 się jeszcze dodatkowo spiłowują. Podłączenie tych słuchawek do np. S6 odwraca role. To H8 się otwierają a V8 się ściemniają. Widać, które są łase na moc. Bo tej P90 dostarcza garściami. Średnie tony to wyższa jazda bez trzymanki w obydwu wypadkach. Niuanse brzmieniowe obydwu par słuchawek onieśmielają. V8 jako sprzęt studyjny dają prawdziwy popis możliwości TEAC'a. A H8 na pewno potrafią lepiej bo z P90 nie tworzą specjalnie udanego duetu.

P90 vs Nauszne:
Senneheiser HD650 reagują na P90 prawie identycznie jak H8. Co powoduje, że to połączenie nigdy nie będzie moim ulubionym. Już S6 jest dla nich lepszym kompanem. Za to T1.2 zgrywają się z TEAC jakby zostały razem zaprojektowane. Jest to charakter grania GR07 podciągnięty do maksimum możliwości. Bas jest szybki, zwarty i pełny. Nisko schodzi i ma niesamowitą energię. Średnica jest pięknie dzielona na plany, świetnie oddaje wokale. Ale i tak góra robi największe wrażenie. Nawet jeśli czasami zbliża się do granicy ostrości, to nigdy jej nie przekracza. Za to zapewnia idealne kontury dla każdego dźwięku. Delikatne niuanse pozostają niuansami, nigdy nie lądują w pierwszym planie. Wszelkie przygrywki na hi-hat są wręcz doskonałym uzupełnieniem całości. Szerokość sceny nie jest wprawdzie taka jak w Etymoticach, ale nie ma też wrażenia ściśnięcia od góry. Wszystko jest otwarte i rysowane z wielkim rozmachem. Jak prawdziwy stacjonarny tor. Analogicznie sytuacja ma się z A700X. Całość przekazu jest wprawdzie jaśniejsza niż w przypadku T1.2, ale to rozjaśnienie jest takim przyjemnym ochłodzeniem, coś jak wyjście wieczorem na świeże powietrze. Jest delikatny ubytek masy za cenę wzrostu przejrzystości i powietrza między źródłami. No i dochodzi nam ciemniejsze niż w przypadku innych nausznych, tło. 
Muszę przyznać, że P90, pomimo dziwnego podejścia programistów broni się dźwiękowo. Broni się też w kwestii obsługi. Kilka dni z nim i nie ma najmniejszego problemu z ogarnianiem dziwactw w jakie został wyposażony. A styl w jakim wydaje z siebie dźwięk każe go zaliczać do ekstraklasy. Na pewno jest to urządzenie wyjątkowo uczciwie wycenione, którego tuzy audiofilizmu przez portfel powinni zacząć naśladować. Urządzenie wprawdzie nie jest w pełni uniwersalne w kwestii słuchawek. Mam wrażenie, że nie lubi się ze słuchawkami mającymi dołek w zakresie 7-8kHz, pewnie dlatego, że sam ma tam dołek i dobrze maskuje niedoskonałości w tym zakresie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz