niedziela, 24 kwietnia 2016

ENIGMAcoustic Dharma D1000

Nie tak dawno ENIGMAcoustic ogłosiła, że będzie produkować słuchawki. Pewnie ze 2ch ludzi na świecie wiedziało co to za firma. Znaczy właściciel i jego teść. Cała reszta audiofilskiego światka ze zrozumieniem kiwała głowami udając, że wiedzą o co chodzi, bojąc się wyjść na idiotę i parweniusza. W końcu wszyscy wiedzą co robi Enigma, nie? Ok, ja nie wiedziałem, nie miałem bladego pojęcia, a jak już ktoś mi próbował wytłumaczyć, bo znalazł stronę w necie, to nadal miałem wrażenie, że opowiada mi o jakimś startupie z kickstartera. Ale sam projekt słuchawek hybrydowych wydawał się ciekawy, bo zakładał połączenie słuchawek dynamicznych i elektrostatycznych. Niby to już było w AKG K340, ale pamiętając nie najlepsze dźwiękowo K340, miałem nadzieję, że wreszcie ktoś to zrobi właściwie.

Umarł król, niech żyje król! Jak pewnie niektórzy z Was już wiedzą, zaangażowałem się jakiś czas temu w zbiórkę funduszy w celu udowodnienia, że NFZ to zuo i wysłania człowieka za ocean na serwis. W związku z tym wyprzedałem praktycznie wszystko co miałem. Na koniec zostałem z SR-009 i brakiem pomysłów do czego je podłączyć. Tutaj z pomocą przyszedł kolega, który nabył ode mnie Eurydice i zaproponował wymianę Staxów na inne słuchawki. I tak w me ręce wpadły Dharmy D1000. W sumie założenie było, żebym posłuchał i sprzedał, ale jak tu sprzedać coś takiego? Nie no, żeby nie było, wystawiłem je na sprzedaż i jak się zgłosił pierwszy chętny to się wycofałem. Bo słuchawki nie wyglądają, jakby zrobiła je firma bez doświadczenia. Wyglądają i grają jak wieloletni, dobrze dopracowany produkt.

Jak już napisałem wcześniej, Dharma D1000 to połączenie przetwornika dynamicznego i elektrostatycznego. Wg. opisu producenta, to zminiaturyzowana technologia używana w produkcji zestawów głośnikowych ze stajni Enigmacoustic. Ma to dawać wyjątkowo równe pasmo, rozciągnięte na dole aż do 5Hz. Niestety nie byłem w stanie powiedzieć czy tak faktycznie jest, bo nie słyszę tych zakresów. Faktem jest jednak, że dolne pasmo Dharm nie jest wydmuszką marketingową, o czym mam nadzieję napisać za chwilę.  Słuchawki wykonane są perfekcyjnie, z wielką dbałością o szczegóły. Zaprojektowane są ze smakiem i jak na razie nie spotkałem nikogo, kto uznałby je ze produkt "nieklasowy". Z wyglądu to takie skrzyżowanie HD800 z Fidelio X1/X2. Z HD800 zaczerpnięty jest poza wyglądem również sposób mocowania wymiennego przewodu. Kable są kompatybilne. Dzięki temu niejaki Jimmi Dragon był w stanie dostarczyć do recenzji przewód zbalansowany w iście rekordowym tempie (tego samego dnia od zamówienia). Dzięki!
Słuchawki są piekielnie skuteczne. Świadczyć o tym może fakt, że lekki pisk słychać już po podłączeniu kabla. Tak, D1000 grają już po podpięciu kabla, a jeszcze bez niczego po drugiej stronie. Na szczęście wpięcie ich do wzmacniacza czy odtwarzacza włącza mój ulubiony utwór Depeche Mode - "Enjoy the Silence". Ważne jest, że producent umożliwił błyskawiczną wymianę padów. Ważne dlatego, że fabryczne, jakkolwiek ekskluzywne i ładne, to nie zgrywają się ze słuchawkami kompletnie. Pewnie po jakimś czasie i odpowiednim ich ułożeniu dźwięk się poprawi. Ja nie byłem aż tak cierpliwy i dla poszukujących mam 2 rady. Pady od Beyerdynamic T70 wyciągają średnicę na pierwszy plan, robiąc z D1000 słuchawki dla miłośników klasyki, popisów wokalnych i lekkiego Jazzu. Pady welurowe od Audeze bardzo wyrównują przekaz. Na fabrycznych padach Dharmy potrafią być lekko za ostre a sub-bas schowany. Zmiana na welur od Audeze zamyka dyskusję n/t najlepszych padów do D1000. I otwiera dyskusję o ich brzmieniu. Dla porządku dodam jeszcze, że Dharmy są ciężkie (450g), ale bardzo wygodne. Muszle są naprawdę głębokie i oferują odpowiednią wygodę i ilość miejsca na ucho dla każdego. Nawet Dumbo byłby usatysfakcjonowany.

ENIGMAcoustic Dharma D1000 to taki przeciwnik dla sprzętu audio, o którym zwykło się mawiać "trudny do napędzenia". Trudność wynika głównie z bardzo niskiej impedancji wynoszącej 26Ohm, niesamowitej wręcz czułości wysokotonowego przetwornika i konieczności ogarnięcia zapędów przetwornika dynamicznego. To wszystko powoduje, że niektórym ciężko było znaleźć właściwy sprzęt towarzyszący. Ja w swoim domowym torze pozbyłem się wszystkich niechcianych dźwięków D1000 dopiero po podłączeniu do wyjścia zbalansowanego. Na SE pojawiały się cichutkie piski (aż nie położyłem łapy na wzmacniaczu - co jest o tyle dziwne, że dotyczyło to również urządzeń bateryjnych, zarówno Galaxy S6 jak i Pioneer XDP-100R wykazywały tę cechę). Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że to może być przypadłość elektrostatów i zwarłem masę z kanałami na chwil kilka (cała noc). Efekt ustąpił. Niemniej jednak trudności w napędzeniu pozostały. Słuchawki wymagają bardzo mocnego dumpingu elektrycznego więc impedancja wyjściowa musi być niska, albo wydajność prądowa ogromna. 
Dharmy to ekstraklasa. To na pewno najlepsze słuchawki hybrydowe jakie słuchałem, i prawdopodobnie najlepsze o tradycyjnym zasilaniu z jakimi miałem do czynienia. Po raz pierwszy miałem wrażenie słuchania zestawu głośnikowego z dobrą zwrotnicą. Mamy przecież 2 przetworniki, o różnych sposobach prezentacji, o różnej prędkości i różnych zakresach pracy. Dzięki temu to bardziej uchośniki niż słuchawki. Od pierwszych dni miałem wrażenie nieprzystającego do słuchawek wrażenia lekkiej niespójności w prezentacji różnych zakresów. Góra jest dużo szybsza od dołu i dopiero właściwy sprzęt towarzyszący jest w stanie wyrównać różnice. Ze smutkiem muszę przyznać, że z próbowanych przeze mnie urządzeń ani AIM SC808, ani FIIO E12DIY, czy FIIO X7 nie dały rady. Na szczęście nowo nabyty Pioneer z Dharmami zgrywa się świetnie. Cayin iHA-6 również, ale tylko z wyjścia niskoimpedancyjnego i po balansie. Z wysokoimpedancyjnego jest klucha i tyle.

Bas w D1000 jest obszerny, dźwięczny, ale nie dominujący. Podstawa energetyczna odczuwalna jest nawet w spokojnych nagraniach. Czuć po prostu z jaką energią były odgrywane partie instrumentalne. Brak nawet okazjonalnych pustości w basie znanych choćby z różnych modeli Audiotechnica. Dzięki zadaniom od kolegów dotarłem do nagrań na których można sprawdzić jakość zejścia na basie. A ten schodzi zaprawdę nisko. Efekt subwoofera podczas oglądania filmów, czy przy słuchaniu Dead Can Dance - Spiritchaser jest powalający. Ciśnienie jakie się wtedy wytwarza między uchem a membraną jest w stanie przytkać bębenki. 
Średnie tony, jak już uporamy się z padami, są świetne. Generalnie to najbardziej czułe na odległość membrany od ucha i ogólną kondycję padów, częstotliwości. Jeśli zapewnimy sobie właściwe pady to usłyszymy w pełni elektrostatyczną prezentację. Prezentację, rzekłbym z argumentami, bo głośnik dynamiczny świetnie się uzupełnia z elektrostatem w tej konstrukcji. Na oryginalnych padach występuje lekka "nosowość" wokali (głównie wysokich, damskich), która całkowicie znika na padach od Audeze czy T70. Wokal Lisy Gerrard czy Loreeny McKennitt brzmi świetnie. Niuanse wokalne są podawane subtelnie, ale nie da się ich przeoczyć. To samo miałem na SR-009. Tylko w D1000 jest pewien organiczny dodatek od słuchawek. W SR-009 jak nie było muzykalności w nagraniu to go nie było i koniec. W D1000 jest taki organiczny pierwiastek powodujący, że nawet elektronika ma "ludzką" twarz. Ważne, bo nie każdemu to się spodoba. Mnie na szczęście idealnie pasuje. Dobra wiadomość dla miłośników gitar. Jest MIĘCHO! I to tonami. Alter Brige, AC/DC to moje testowe zespoły, które źle brzmią na sprzęcie analitycznym, a na muzykalnym dostają kopa jak po kawie pędzonej na Red Bullu. W Dharmach, chociaż mam pewność, że to słuchawki analityczne, jest moc! Energia aż kipi, a słabe realizacje nie są słabe. D1000 dają wgląd w dobre nagrania, ze słabych wyciągając słabość. Oczywiście wszystkie wpadki realizatorskie, szumy, piski, zgrzyty czy odgłos nadajnika BTS są wyraźnie słyszalne. Tyle, że kompletnie nie przeszkadzają, bo najważniejsza jest muzyka. A ilość szczegółów, jakby ktoś się chciał skupić, potrafi przytłoczyć. To w sumie mój jedyny zarzut w kierunku Dharm. Góra mogłaby być delikatnie ciszej :). Bo jest szczegółowa, rozdzielcza, bez sybilantów, bez ostrości. Za to jest trochę za głośno wobec pozostałych pasm. Tak ze 3dB i byłoby pięknie. Pewnie wtedy było by też więcej spójności pomiędzy przetwornikami. Na szczęście nie jest to przetwornik dynamiczny, więc nie ma tutaj mowy o rezonansach czy jakichś nieprzyjemnych wzbudzeniach. Rozdzielczość jest wzorcowa i godna słuchawek Staxa.
Scenicznie Dharmy również odbiegają od średniej. Holografia jest świetna. Świetna jest też głębia i szerokość. Ale nie ma wrażenia nienaturalnej wielkości przestrzeni. Źródła pozorne nie są za wielkie, ich odległość jest właściwa. No może źródła z górnych rejestrów są trochę bliżej (ale to kwestia głośności drivera), przestałem to jednak zauważać już po kilku godzinach odsłuchów. Świetność sceny nie zmierza w kierunku tuzów takich jak HD800 czy K1000, tylko raczej w kierunku SR-009. Ta świetność lega na naturalizmie budowania sceny i zależności między źródłami.

Aktualnie Dharma D1000 zajęły u mnie miejsce najważniejszych słuchawek. Używam ich do wszystkiego. Gram sobie na nich w Wiedźmina, słucham muzyki, używam ich z DAPem (ale na recenzję przyjdzie jeszcze pora). Świetnie mi się sprawdzają jako "normalne" słuchawki. Niby miałem równocześnie z nimi HD800s, które również bardzo mi się podobają, ale D1000 to takie Beyerdynamici T1.2 bez wad, za to z zaletami z różnych innych szkół kreowania dźwięku. Jeśli ktoś lubi jasne, dociążone i właściwie docieplone brzmienie, koniecznie powinien się z nimi zapoznać. Może się okazać, że zakończy poszukiwania :)

Dzięki za kabelki Jimmi Dragon! Świetna robota.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz