wtorek, 16 sierpnia 2016

the Bit opus#11

Ostatnio, kiedy zachwycałem się opusem#1, zastanawiałem się jednocześnie, czy Opusy, wzorem A&K dorobią się, i jak szybko brzmienia firmowego. Ile czasu zajmie ustabilizowanie jakości. Kiedy zaczną się pojawiać kolejne tak dopracowane sprzęty, kiedy wreszcie Koreańczycy zwariują i zaczną wyceniać dobre samopoczucie klientów a nie faktyczną jakość sprzętu.W czasie tych błogich rozważań, dotarł w moje ręce DAC, Opus#11 (ciekawe czy wzmacniacz będzie się nazywał Opus#111 :P). Małe maleństwo (chociaż nie tak małe jak A&K AK10), a w środku znalazło się miejsce dla Sabre ES9018K2M i XMOS (XS1-USB-64). Czas więc zatem, aby przestać myśleć o głupotach, tylko solidnie przetestować malucha za prawie tysiąc biletów Narodowego Banku.

 Opus#11 przyjechał w małym gustownym kartoniku. Znamienne jest, że zgodnie z azjatycką estetyką tusz użyty do nadruku jest koloru złotego. Po opakowaniu spodziewałem się większego urządzenia, ale nawet zdjęcia nie oddają jakie to maleństwo. Ostatni raz w taki zachwyt nad miniaturyzacją wpadłem, kiedy w moje ręce trafił PSA Predator. W przypadku iBasso T5 widać było braki w wykończeniu, natomiast Opus#11 i Predator to urządzenia wykonane na najwyższym poziomie. Szczotkowane aluminium i trawione na budowie napisy, dodają urządzeniu wdzięku. Na tym etapie, jedyna rzecz, która mi się wybitnie nie spodobała to brak włącznika. Opus#11 włącza się automatycznie po podpięciu słuchawek, a towarzyszy temu nieprzyjemny trzask. Dlatego lepiej podłączyć słuchawki a dopiero po tym założyć je na głowę. 

Wygląda jakby urządzenie wg. zamierzeń konstruktorów było jak najmniej obsługowe. I przez to niestety nie jest pozbawione wad. Brak potencjometru powoduje, że gra z maksymalną głośnością i jeśli urządzenie nie dysponuje regulacją wyjścia cyfrowego to mamy problem. Mnie to najbardziej dokuczało w Windows, gdzie systemowa głośność była pomijana i jeśli program, który muzykę generował nie posiadał regulacji, to używanie Opusa#11 było bezcelowe. Poza tymi dwoma niedogodnościami (bo komuś może to przecież nie przeszkadzać), urządzenie działa fantastycznie. Podłączone do Samsunga Galaxy S6 nie wymaga sterowników ani żadnych czarów, żeby normalnie działać. To samo w Linuxie. Jedynie do Windows potrzebny był sterownik dla XMOS, który na szczęście wspólny jest z innymi urządzeniami opartymi na tej kości. 
Opus#11 podłączony do telefonu pracuje z baterii, ładuje się dopiero jeśli podłączymy zewnętrzny zasilacz, ewentualnie jeśli podłączymy go do komputera kabelkiem A-B. Na baterii z podawanych przez producenta 8h udało mi się osiągnąć prawie 10 przy podłączonych IEM'ach i prawie 8h przy podłączonych Meze. Wynik świetny, patrząc na mikre rozmiary urządzenia. 
Brzmieniowo urządzenie zaskoczyło mnie najbardziej. Spodziewałem się chyba podobnego efektu jak w Opus#1 a to urządzenie ma swój charakter. Co więcej, po podłączeniu do SGS6 czekałem na spektakularną poprawę brzmienia, a zmieniła się tylko (i aż) tonalność. Samsung należy w moim przekonaniu do ścisłej czołówki dobrze grających telefonów i w sumie dość logicznym jest, że wiele poprawić się nie da. I tak bardzo przestrzenne i dosyć równe granie SGS'a zmieniło się tylko w niuansach. Opus#11 gra lekko ocieplonym brzmieniem, wycofując lekko górne rejestry. Brzmi to podobnie do HM-901, gdzie dynamika była osiągnięta przez delikatne podbicie średniego basu. Jakościowo do brzmienia małego DACa nie mam zastrzeżeń, chociaż spodziewałem się więcej z podłączenia "dużych" słuchawek. Niestety połączenie z Meze 99Classic nie należy do najszczęśliwszych. Tutaj i Samsung i Cayin C5DAC dają lepsze efekty. Jednak co za dużo to nie za dużo i w Meze ciepło i nacisk na dolne rejestry dają zbyt mdły przekaz. Natomiast góra się nieprzyjemnie klei, przez co całościowy odbiór kuleje. O niebo lepiej Opus#11 zgrywa się z Rhine Stage2, gdzie armaturowy przetwornik potrafi pokazać rozdzielczość górnych rejestrów przy jednoczesnym rozładowaniu energii dolnych rejestrów. Dzięki temu nagrania bogate w sybilanty nie kłują a masa całości jest dobrze wyważona. 
Mało do tej pory pisałem o średnich tonach. I tak po prawdzie nie ma co się rozpisywać. Nie ma żadnych spektakularnych efektów, wszystko jest bardzo poprawnie zestrojone. Wokale brzmią bardzo naturalnie, nie ma ani efektu rozrzedzenia ani żadnych nosowych efektów. Ładnie, równo i szczegółowo. Zagęszczenie średnich basów nie wpływa na zagęszczenie środka, jest cieplej ale nie gęsto. Nie ma duszności. Scena jest bardzo ładnie zarysowana, daje spore odczucie głębi przy jednoczesnej odpowiedniej szerokości grania. Dźwięki nie rodzą się w głowie, napływają do słuchacza z pewnej odległości, są dobrze pozycjonowane, z dobrą separacją źródeł. Efekty 3D i holografia jest na bardzo dobrym, wysokim poziomie. Muszę przyznać, że po przesłuchaniu Opusa#11 miałem wrażenie, że to jest jeden z moich codziennych sprzętów. Nic nie musiałem się przyzwyczajać, było dla mnie tak zwyczajnie i dobrze, że dopiero po ponad 2ch tygodniach użytkowania tego DAC'a zorientowałem się, że to nie jest wada. Znaczy jako recenzent oczekiwałem jakieś spektakularnej zmiany w stosunku do sprzętu używanego przeze mnie na co dzień. A przecież, to czego używam, to też nie są jakieś "marketówki", tylko sprzęt raczej z górnej półki. Uświadomienie sobie, tego przecież jakże prostego faktu, pozwoliło mi spojrzeć na Opus#11 z całkiem nowej perspektywy. Mianowicie, urządzenie za całkiem rozsądne pieniądze, pozwala nam zrobić z przeciętnie grającego telefonu (o ile z nim zadziała, bo nie wszystkie będą) czy komputera, robi pełnoprawny tor dla bardziej skutecznych słuchawek. 

Podsumowując, Opus#11 to kombo głównie portable, do słuchawek portable, serwujące niesamowicie dojrzały i zrównoważony przekaz, ale przez ocieplenie średnich rejestrów basu, lepiej zgra się ze słuchawkami raczej suchymi i analitycznymi, niż tymi grającymi "funowo"

Za udostępnienie sprzętu do testów serdecznie dziękuję dystrybutorowi, fimie Audeos

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz