środa, 17 stycznia 2018

KZ-ZS6

Ze słuchawkami KZ spotkałem się już przy okazji modelu ZST, który nie dość, że od razu podbił moje ucho, to jeszcze zasiada w nim do dzisiaj, tak od czasu do czasu. Sama firma to typowych chiński tygrys biznesu, który strategię oparł na filozofii value-for-money. Słuchawki KZ-ZS6 kupiłem całkowicie w ciemno, trochę w ramach leczenia nałogu zakupowego a trochę z potrzeby testowania nowego sprzętu.

Słuchawki kupiłem bezpośrednio w Chinach, trochę dlatego, że jak mnie naszło, kolor czerwony nie był w Polsce dostępny (nie znalazłem na szybko), a od pewnego czasu uzupełniam kolekcję o czerwone egzemplarze. Ot, tak, bo mogę :). Paczka dotarła po prawie 2ch tygodniach od zamówienia, chociaż dopłacałem za opcję 5-7 days shipment. Całość kosztowała mnie 191 PLN (122 słuchawki, 55 wysyłka, 69 cło i VAT) i w sumie jestem z tych kosztów zadowolony, chociaż zdaję sobie sprawę z braku ewentualnej gwarancji. Słuchawki wzorem tańszego brata zachowały sposób pakowania. Jest to zatem małe pudełeczko, z plastikową wytłoczką wewnątrz i szybką z twardej, przezroczystej folii. Niestety, ktoś kto to wymyślił, zapomniał, że kiedyś trzeba to będzie otworzyć. Ta twarda folia jest tak spasowana, że musiałem użyć płaskiego śrubokrętu żeby dobrać się do opakowania, więc jeśli ktoś planuje otwieranie pudełka w terenie, bez narzędzi, może się srodze zawieść. W zestawie ze słuchawkami jest kabelek i 2 pary tipsów. Kabelek wyposażono w elastyczne zausznice, pilot do telefonu z mikrofonem i niestety zapomniano (zupełnie jak w KZ-ZST) o ściągaczu na kabel pod brodę. Same tipsy, to czarny odpowiednik tego co było w komplecie z KZ-ZST. Są więc twarde, do moich uszu niedopasowane i po dłuższym czasie powodują ucisk na kanał od wewnątrz. A jeśli już przy tipsach jesteśmy to trzeba zaznaczyć, że KZ-ZS6 mają jednak ogromny problem konstrukcyjny. Mianowicie tulejki są idealnie gładkie i pozbawione czegokolwiek, co trzymałoby tips na słuchawce. Dzięki temu muszę grzebać w uchu przynajmniej kilka razy dziennie. 
Słuchawki wykonano z aluminium, bardzo starannie obrobionego i polakierowanego. Widoczne śrubki to nie tylko zabieg estetyczny, ale też praktyczny, ponieważ słuchawki da się otworzyć bez uszkadzania. Są też bardzo wygodne, dobrze lezą w uchu i gdyby nie ta nieszczęsna tulejka były by w kwestii ergonomii bardzo wysoko. Konstrukcyjnie to 2 przetworniki dynamiczne i podwójny przetwornik armaturowy oraz gniazda kabla w standardzie Ultimate Ears. Impedancja tego zestawu to 15Ohm, zatem do najłatwiejszych w obsłudze dla odtwarzacza czy też wzmacniacza, słuchawki KZ nie należą. Nie znaczy to wcale, że sprzęt do którego je podłączałem wykazywał jakieś problemy. Trzeba mieć jednak z tyłu głowy, że sparowane z wysokoimpedancyjnymi wyjściami może wykazywać objawy braku kontroli.  

Do odsłuchów w/w słuchawek wykorzystałem odtwarzacze Pioneer XDP-100R, xDuoo Nano D3, telefony Samsung Note 8, One Plus 5, DAC/AMP Encore mDSD. Jako porównanie wykorzystałem słuchawki: Lime Ears Aether, 64Audio V8, Compact Monitors Stage 2, UE Triple Fi, KZ ZST, TFZ B2M

Jeśli ktoś kupując te słuchawki, oczekuje dźwięku na najwyższym poziomie, płacąc przy tym tylko c.a. 200 PLN (a da się i w okolicy 100 PLN), tylko dlatego, że to KZ i model ZST miał rewelacyjny stosunek jakości do ceny, to niestety ale się zawiedzie. Przy ZS6, ZST wypadają blado a na tle dużo droższej konkurencji ZS6 jawią się jako kradzież w biały dzień. Słucham ich już dobre 2 tygodnie i wyjść z podziwu nie mogę. Przy ZS6 ZST są po prostu drażniące. Ale po kolei. KZ ZS6 to słuchawki bardzo szybkie, prezentują bardzo dobrze zarysowany dźwięk, bogaty w szczegóły, a przy tym dobrze wypełniony, dociążony. Bas jest szybki i zwarty, schodzi bardzo nisko, czasami tak nisko, że czuć ruch powietrza w uchu, a dźwięku nie ma. Sprawia wrażenie podbitego pasma, ale jakby się skupić, to każdy element balansu tonalnego sprawia takie wrażenie. Średnica jest delikatnie rozrzedzona i zaakcentowana raczej w górnych rejestrach, co daje wrażenia lekkiego ochłodzenia dźwięku (o ile skupimy się na samej średnicy). Bardzo szczegółowa i bogata w detale. Całości świetnie dopełnia góra, która jest jednocześnie najmocniejszym i najsłabszym punktem przekazu. Jest świetnie rozciągnięta, aż do granicy słyszalności jest doskonale szczegółowa, bardzo równa, ale miewa tendencje do nagłego i niesygnalizowanego sybilizowania. Nie jest to jakiś dramat, ale przez to słuchawki przy wyższych głośnościach robią się dość krzykliwe, siada separacja i bywają nieprzyjemne. Tutaj można by jeszcze popracować. 
Scenicznie wysublimowani słuchacze będą mogli się nad słuchawkami poznęcać. Bo tutaj wychodzi monitorowy i analityczny charakter tych słuchawek. Grają raczej na szerokość, dobrze różnicując do max 2giego planu. Charakter zbliżony do Etymoticów, ale jednak nie tak płaski. Za to holografia i separacja odjechane w kosmos. Oczywiście przy zachowaniu rozsądnego poziomu głośności. Cała scena jest delikatnie z przodu i rozciąga się daleko na boki. Pozwala to kompletnie odjechać podczas słuchania. Dla mnie to ideał sceniczny, dokładnie taką prezentację lubię. ale wiem też, że np. takie Harmony czy LEA grają dużo bardziej spektakularnie. Tutaj jest bardziej w kierunku odsłuchu typowo słuchawkowego niż głośnikowego. Z dużych nauszników najbliżej im chyba do Dharma D10000. I jak już się trochę posłucha, to nawet ta delikatna ostrość przestaje przeszkadzać. 4ry pory roku w wykonaniu Nigela Kennedy'ego to jedna z moich ulubionych płyt odsłuchowych. Teraz lubię ją nawet jeszcze bardziej. Po prostu genialna interpretacja i co najważniejsze, perfekcyjnie nagrana. Ale słuchawki przetestowałem też w muzyce elektronicznej, rockowej i popie. I przyznam, że jeśli w nagraniach nie ma kalafiorów to nie można się do niczego przyczepić. 

Na podsumowanie dodam, że z telefonami było okej, w Samsungu trzeba było przekroczyć próg "ostrzegawczy", w OP5 dochodziłem do końca głośności. Za to już dedykowane odtwarzacze nie miały najmniejszych problemów z uzyskaniem satysfakcjonującego mnie poziomu głośności. Najlepsze połączenie uzyskałem z Encore mDSD i żałuję tylko, że przez Encore nie ma obsługi mikrofonu. Tak mógłbym w pracy nie wyciągać ich z uszu nawet na czas rozmowy przez Skype. Słuchawki oczywiście polecam, da się po lekkim poszukiwaniu kupić u nas w kraju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz